Przewrócona na jezdnię latarnia przykuła uwagę strażników miejskich, którzy rankiem 6 marca patrolowali Białołękę. Tuż obok stała rozbita laweta. Dziwne wyjaśnienia kierowcy wzbudziły u strażników podejrzenia, że jest on sprawcą kolizji.
Minęła godzina 7:30, gdy strażnicy miejscy z VI Oddziału Terenowego, jadący ulicą Jagiellońską, zobaczyli przewróconą na jezdnię latarnię. Miejsce zdarzenia zabezpieczyli, wezwali służby drogowe i patrol policji. Gdy funkcjonariusze chcieli wjechać na parking przy jednej z posesji, zauważyli, że wjazd jest zablokowany przez samochód – lawetę. Auto miało rozbity przód i zbitą szybę. W kabinie siedział kierowca, który próbował odjechać, ale silnik pojazdu nie chciał się uruchomić. Wszystko wskazywało na to, że auto uczestniczyło w kolizji z latarnią. Strażnicy polecili mężczyźnie, by wyjął kluczyki ze stacyjki. Kierowca nie chciał rozmawiać z funkcjonariuszami, twierdził, że został tu przywieziony, by zająć się lawetą, a dokumentów nie zabrał. Dopiero po dłuższej rozmowie 26-letni mężczyzna znalazł dowód osobisty. Patrol policji, który przyjechał na miejsce zdarzenia, przewiózł go do komendy rejonowej, gdzie zbadano jego trzeźwość. Wynik badania nie pozostawiał wątpliwości – 1,7 promila (0,79 mg/l) alkoholu w wydychanym powietrzu. Mężczyzna został zatrzymany. Wszystkie okoliczności zdarzenia będzie wyjaśniać policja.